top of page
  • Zdjęcie autoraEmilia Domańska

Mieć kogoś konkretnego do kochania – wywiad z Magdą Romańczuk (Droga Neokatechumenalna)

Zaktualizowano: 16 kwi 2021




MR: Nazywam się Magda Romańczuk. Pochodzę z Białegostoku, a obecnie mieszkam w Lublinie. Studiuję pedagogikę specjalną. Hobby, które ostatnio bardzo jest mi bliskie, to chodzenie po górach. Nie wspinaczka, ale bardziej trekking. Daje mi to dużą swobodę i bardzo to pokochałam przez ostatni rok.


ED: Do jakiej wspólnoty należysz i jak długo?


MR: Należę do Drogi Neokatechumenalnej. To jest pełna nazwa, ale większość osób mówi Neokatechumenat, Neo albo Droga. Zastanawiałam się ile czasu, bo nie mogłam sobie przypomnieć [śmiech] i wyszło mi, że cztery lata tu jestem – licząc od katechez. Ale przed moim dołączeniem też się zetknęłam z tą wspólnotą.


ED: Jak tam trafiłaś? Czy ktoś cię przyprowadził, czy może gdzieś usłyszałaś o spotkaniu i zdecydowałaś się przyjść?


MR: Moja przygoda z tą wspólnotą zaczęła się trochę wcześniej. Mój tata, który jest na emigracji w Wielkiej Brytanii, też do niej należy. On już jest dłużej, z sześć lat w tej wspólnocie. Kiedyś przyjechałam do nich, do parafii – to jest taka specyficzna mała parafia Misji Katolickiej. Myślałam wtedy po prostu, że tak u nich wyglądają Msze, ponieważ jest mało osób. Nie wiedziałam, że to jest msza wspólnotowa, tylko myślałam, że ze względu na małą liczbę osób, które tam uczęszczają, tak po prostu się odbywa Eucharystia. Bardzo byłam zszokowana i poruszona tą formą Eucharystii.


Najbardziej poruszyło mnie to, że wszyscy siedzieli w kręgu, dookoła ołtarza, dzięki czemu widzieliśmy siebie nawzajem. Nikt nie był anonimowy, można powiedzieć, że nie dało się nie uczestniczyć, było się na widoku, nie mogłam się schować za filarem. Również Komunia Święta była w innej formie, pod dwiema postaciami. Ciało Chrystusa było w formie chleba przaśnego, jest on większy i grubszy niż hostia. Hostia jest również już gotowa do rozdania, natomiast chleb trzeba rozdzielić. Robi to kapłan, po słowach ,,Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata…’’. Pamiętam, że to rozdzielanie, można powiedzieć ,,rozrywanie’’ chleba miało dla mnie dużą wymowę, ponieważ bardzo skojarzyło mi się z ciałem. Pomyślałam: ,,To naprawdę jest rozdawane, rozrywane ciało…’’ Później, ksiądz podał każdemu z osobna Krew Pańską z tego samego kielicha, za co też jestem wdzięczna i moim zdaniem jest to piękne.


Ale zapomniałam o tym, wróciłam do Polski i okazało się, że na studiach w akademiku sporo osób z sąsiednich pokoi – dziewczyny, z którymi się zaczęłam zadawać i mieć częsty kontakt – należało właśnie do tej wspólnoty.


Wcześniej też uczestniczyłam w tak zwanej ewangelizacji na placach organizowanej przez Neokatechumenat. Mamy coś takiego w okresie od Wielkiejnocy do Zesłania Ducha Świętego, że wychodzimy na ulice. Zazwyczaj to tak wygląda, że jest granie, śpiewanie, taniec, świadectwa i głoszenie kerygmatu. Ludzie mogą się wypowiadać, tak do mikrofonu, o swoim doświadczeniu. Można się do tego zgłosić.


A później przyprowadziłam inną osobę na katechezy do Neokatechumenatu, takiego chłopaka, co do którego uważałam, że do niego pasuje ta wspólnota. Nie myślałam, że ja się tam odnajdę, tylko wzięłam go na katechezy, tak żeby mu towarzyszyć. Poszliśmy i tak wyszło, że on nie został w tej wspólnocie, a ja zostałam.


ED: [śmiech] Czyli bardziej dla ciebie były te spotkania.


MR: Noo, trochę tak. Chociaż nie przeszłam nawet całego tego wprowadzenia. To jest tak, że się uczestniczy się w cyklu katechez, już nie pamiętam ile ich jest. Nauki mają swój program i są już teraz spisane. To się kształtowało długo, bo one nie miały na początku określonej formy, teraz już tak i wszystko jest formalnie ustalone. Treść jest przekazywana w taki sposób, że ludzie ze wspólnoty uczą się głosić te katechezy. Ja nie brałam udziału we wszystkich, ale to jest tak, że po katechezach jedzie się na spotkanie założeniowe wspólnoty. Po każdych katechezach powstaje odrębna mała wspólnotka. To też zależy od tego ile osób w nich uczestniczy. Na przykład jak jest trzydzieści osób, to już można stworzyć wspólnotę. Ale na przykład jak dwie osoby z katechez zostają, czy trzy, no to są dołączane do tej najmłodszej, wcześniejszej wspólnoty. Osoby, które chcą dołączyć po ewangelizacji ,,na placach’’, także dołączają do najmłodszej wspólnoty.


ED: Właśnie, zaczęłyśmy już mówić o strukturze. A ja chciałam jeszcze zapytać, czym się charakteryzuje twoja wspólnota? Czym się różni od innych znanych ci wspólnot?


MR: Mogłabym mówić tak teoretycznie, ale o tym każdy może przeczytać w Internecie, a czym się różni dla mnie ta wspólnota od innych... Wcześniej miałam doświadczenie z Odnową w Duchu Świętym przez rok. Potem byłam w ruchu o zasięgu ogólnoświatowym, który nazywa się Ruch Rodzin Nazaretańskich. Te wspólnoty dużo się od siebie nie różnią, tak jak ja to postrzegam, bo skupiają się na tym samym, czyli na relacji z Panem Bogiem. Ale to co może od nich odróżniać Neokatechumenat, to częstotliwość spotkań. Mamy je dwa razy w tygodniu. W poprzednich wspólnotach spotykaliśmy się raz w miesiącu. To jest zupełnie inna rzeczywistość, ale skupiona na tym samym.


Od początku bycia w Neo uczymy się, że wspólnotę trzyma trójnóg – tak się to obrazowo przedstawia. Są to kolejno: Słowo Boże, liturgia i wspólnota. Czytanie Słowa Bożego jest bardzo ważne. Mamy właśnie taką liturgię słowa [1] w środy najczęściej lub we wtorki, każda wspólnota sobie ustala kiedy. Jakoś w środku tygodnia najlepiej żeby to było. Drugim elementem trójnogu jest liturgia. Ważne jest przeżywanie i bardzo duży nacisk się kładzie na zewnętrzną formę celebracji, żeby to było piękne, żeby każdy był w miarę możliwości pięknie ubrany, żeby sala była przystrojona, jeżeli nie ma możliwości spotkać się w kościele.


Akurat nasza wspólnota ma możliwość celebracji Eucharystii w kościele. Niestety nie zawsze tak jest, bo często w soboty, kiedy mamy przewidziany czas na naszą Eucharystię, to jest już inna Msza w kościele. Jest dużo wspólnot i nie można się zmieścić po prostu [śmiech]. A my mamy akurat taki komfort, że prawie zawsze się tam spotykamy.


Jest jeszcze wspólnota, czyli trzeci element. Osobiście mnie to bardzo porusza, bo myślę, że nie ma we wspólnotach osoby, która zostaje sama. Jeżeli chce, to tak, bo jest wolność, ale wiem o wielu przypadkach takich osób, które otrzymują od wspólnoty bardzo duże wsparcie. Starsze osoby szczególnie. One mają po prostu ,,full wypas’’, bo codziennie ktoś do nich przychodzi. Znam właśnie jedną taką osobę. Wiadomo, seniorzy codziennie się modlą, cały czas słuchają, mają taki nawyk modlitwy. Dlatego przychodzą do kościoła i tam spotykają wspólnotę, która się modli [śmiech] z gitarami, ze śpiewami. Dzięki temu nie są sami. Mogłabym dużo wymieniać takich przykładów.


ED: Czyli waszej wspólnocie macie duże zróżnicowanie wiekowe, tak? Wszyscy mogą tam należeć?


MR: Tak, tak. Od dwunastego roku życia można wejść na samodzielną drogę do Neokatechumantu. Wcześniej chodzi się z rodzicami. Ale ostatecznie to rodzice i dziecko decydują, czy już czas się rozdzielić. Niektórzy dopiero w wieku osiemnastu lat idą do swojej wspólnoty. A niektórzy mając dwanaście, trzynaście lat już chcą, bo czują się bardziej komfortowo, będąc we własnej grupie.


ED: Czy twoja wspólnota ma może jakiś indywidualny charyzmat, taki jeden cel, ku któremu się kieruje?


MR: Jeśli chodzi o charyzmat, to mamy co roku takie spotkania – coś jak rekolekcje, tylko to u nas nazywa się „konwiwencja”. To z łaciny można przetłumaczyć jako „być razem”, „żyć wspólnie” – „convivere”. I dlatego konwiwencja. Może się wydawać dziwna nazwa, [śmiech] ale potem wchodzi w krew szybko.


ED: Chyba wszystkie wspólnoty mają dziwne nazwy wewnątrz [śmiech].


MR: Na tych spotkaniach co roku się zastanawiamy, co jest charyzmatem. Ale myślę, że takim podstawowym jest dla nas ewangelizacja. Chociaż, wiadomo, formujemy się też dla siebie. Chodzi mi o to, że to głównie to pomaga nam samym, że jesteśmy na liturgii czy na Eucharystii, czy że staramy się w codziennym życiu spotykać. Mamy bardzo dużo celebracji domowych w Neokatechumanacie.


Wracając do charyzmatu to jest nim oczywiście ewangelizacja. Mogę też powiedzieć, że jest nim uobecnianie miłości Boga w świecie. Nie mówiłam o tym wcześniej, ale nasz założyciel dostał takie wezwanie od Maryi: ,,Trzeba tworzyć małe wspólnoty, na wzór Świętej Rodziny z Nazaretu, która żyje w pokorze, prostocie i uwielbieniu, gdzie drugi jest Chrystusem”. Ta mała wspólnota ma właśnie tak żyć, żeby inni patrząc na nią, widzieli znaki jedności i miłości.


Jedną z form ewangelizacji jest głoszenie katechez. Są organizowane dosyć często i głoszone w miarę możliwości. Cały czas są gdzieś katechezy w Lublinie. Teraz pandemia trochę pokrzyżowała plany, ale w niektórych miastach wiem, że nawet mimo to głosi się je z zachowaniem bezpieczeństwa, na przykład chyba w Krakowie.


Poza tym są misje obejmujące cały świat. Są misje rodzin i to wygląda tak, że rodziny się zgłaszają i losuje się im kraj, do którego się przeniosą. Oczywiście są do tego przygotowywane. Tam mają świadczyć swoim życiem. Są też tak zwane misje „ad gentes”, czyli skierowane do pogan. Ludzie jadą do krajów, w których wiara już wygasa i nie ma jej tak naprawdę. Albo też do takich krajów jak Chiny na przykład, gdzie jest wręcz zakazana. Bracia jak stamtąd wracają, to opowiadają na przykład, że musieli pod szyldem spotkań lekarzy się zbierać na konwiwencjach albo w inny sposób [śmiech]. Ale w takich krajach jak Niemcy, czy w ogóle krajach Zachodu, to na przykład świadectwem są trwające małżeństwa. I ich dzieci najczęściej ewangelizują inne, bo chodzą do szkoły, a potem zapraszają kolegów do domu. A koledzy są zszokowani tym, że rodzice są razem i że w domu widać wzajemne relacje i miłość.


ED: Zapytam cię jeszcze o Eucharystię. Nie wiem czy uczęszczasz tylko na wspólnotowe, czy też na parafialne, ale chciałabym porozmawiać o różnicach. Jak to jest przeżywać Eucharystię, powiedzmy tak „zwyczajnie” [śmiech], w dużej parafii, gdzie nie znasz większości osób, a przeżywać Eucharystię w atmosferze wspólnotowej?


MR: Jest jakaś różnica. Nie wyrosłam w tej wspólnocie, więc wydaje mi się, że mam trochę łatwiej w tej sprawie, [śmiech] bo dla mnie jest to trochę obojętne, gdzie jestem. W takim sensie, że mogę przeżywać mszę i tutaj, i tutaj. Na Eucharystii jestem bardziej skupiona na tym co się dzieje, na tym dlaczego w ogóle tam jestem, a nie na tym z kim. To się u nas podkreśla, że do wspólnoty nie chodzi się dla braci i dla znajomości, bo czasami tak jest, że chce się po prostu z kimś spotkać. Choć to też to jest ważne, żeby mieć relacje we własnej parafii, a nie być takim obcym, gdzieś w jakimś dużym kościele.


ED: Może jest łatwiej, jak wiesz, że jest z tobą ktoś, kogo znasz i przeżywa to samo. Może lepiej czuć więź, prawda?


MR: No tak. Po Ewangelii mamy też coś takiego, jak „echo Słowa”. Wtedy każdy może zabrać głos i odnieść swoje życie do tego, co słyszał. I to też nazywamy Słowem – fakty z naszego życia też są Słowem Boga do nas. Możemy dzięki temu posłuchać tego, jak Bóg działa w innym człowieku. I wtedy sobie myślisz, że to jednak jest realne, że to Słowo nie jest czymś obcym, tylko to jest konkretna rzeczywistość w życiu jakiegoś człowieka. To pomaga też w widzeniu działania Pana Boga u siebie.


ED: Czy masz w swojej wspólnocie jakąś konkretną funkcję?

MR: Mamy we wspólnocie tak zwanego głównego odpowiedzialnego i odpowiedzialnych, czyli takie osoby, które starają się dbać o przygotowania do liturgii. Przed każdą liturgią słowa i przed każdą liturgią eucharystyczną odbywa się przygotowanie do nich. W tym celu spotyka się grupa wyznaczonych osób. Mamy w ogóle grafik [śmiech]. Musimy mieć wszystko rozpisane, bo inaczej... Już próbowaliśmy mieć nierozpisane i się nie da [śmiech].


Od trzech do pięciu osób się spotyka i przygotowuje liturgię. Na przykład przed każdym czytaniem jakaś osoba mówi komentarz, żeby można się było bardziej skupić. „W tym czytaniu będzie to i to” i zachęca do słuchania [śmiech]. Dzięki temu można lepiej pamiętać te czytania po jakimś czasie.


Ja mam właśnie funkcję odpowiedzialnego. Można powiedzieć, że to jest taki animator grupy. W Odnowie w Duchu Świętym chyba właśnie są animatorzy. A u nas to bardziej ten, kto zaprasza do siebie do domu, on jest takim prowadzącym modlitwę ...


ED: Taki gospodarz?


MR: Tak, gospodarz. Modli się na początku, prowadzi spotkanie, a odpowiedzialny tylko dba żeby było w terminie, żeby było umówione, że idziemy do tego i tego domu i żeby każdy wiedział. Obdzwonić każdego, taka organizacja bardziej.


ED: Już mówiłyśmy troszeczkę jak wyglądają spotkania wspólnoty, czy chciałabyś jeszcze coś opowiedzieć o tych spotkaniach? O ich wyglądzie? Czy podoba ci się taka forma spotkań w domu?


MR: Właśnie to jest coś, co mi się bardzo podoba, taka forma domowa. Nie często ją mamy, bo zwykle są jednak spotkania w kościele, te dwa razy w tygodniu. A przygotowanie ma się rzadziej, bo wymieniamy się tą funkcją, to nie jest aż takie częste. Odpowiada mi też takie połączenie, że modlimy się, spotykamy się ze wspólnotą, ale też wiemy co się dzieje u drugiej osoby. Po bardziej uroczystych Eucharystiach, jak na przykład święta, czy Zesłanie Ducha Świętego, mamy wspólny posiłek, który robimy sobie w sali. I wtedy tam można porozmawiać, nawiązać relacje i być wspólnotą. To bardzo mi odpowiada.


Co miesiąc staramy się też organizować konwiwencje tylko naszej wspólnoty. Przygotowuje je właśnie grupa odpowiedzialnych. Modlimy się tam wspólnie jutrznią, a później mówimy co się zmieniło u nas od ostatniej konwiwencji. Staramy się dostrzec jak Bóg działa w naszym życiu i co moglibyśmy poprawić u siebie i w funkcjonowaniu wspólnoty. Poza tym można się spotkać i jak ktoś się gdzieś z kimś mija, to też może porozmawiać, pojednać się. Duży akcent jest postawiony właśnie na przebaczenie sobie nawzajem i mówienie o trudnościach, na przykład co chcemy poprawić we wspólnocie, a co nam przeszkadza. To też się odbywa różnie na innych etapach. To jest podzielone tak jak w większości wspólnot w Kościele, tak mi się wydaje, na etapy. Nie wiem czy tak jest. To już bym mogła mówić o tym bardzo długo, więc... [śmiech]


ED: Na etapy spotkań, tak? O co chodzi?


MR: W sensie na etapy życia wspólnoty. Na przykład jest młoda wspólnota. Akurat ja jestem w takiej młodej wspólnocie, która ma mało lat, pięć czy sześć może.


ED: Czyli, rozumiem, że jak ludzie się już złączą w taką wspólnotę, to ona trwa już przez kolejne lata, tak? Nie ma ciągłej wymiany ludzi w środku?


MR: Tak, od pewnego momentu. Już u nas teraz nie ma przepływu ludzi, ale na początku tak było. Moja wspólnota była łączona chyba z pięć razy. Dochodziły wciąż nowe osoby z katechez. Chociaż teraz też mogą jeszcze dojść ludzie, których my zwerbujemy samodzielnie, ale już z katechez, to idą do młodszych. To dlatego, że my już zrealizowaliśmy dużo tematów spotkań.


Mamy takie tematy przewodnie na liturgiach. Przerabiamy je po kolei – mamy słownik [śmiech], z którego wtedy korzystamy. Nazywa się „Słownik teologii biblijnej” autorstwa Xaviera Léona-Dufoura. Z niego bierzemy hasła typu: „ojciec”, „matka”, „przebaczenie”, „miłość”, czyli takie słowa co można w Biblii spotkać. Czytamy o tym, żeby lepiej rozumieć Pismo Święte, na przykład co to znaczy, że jakieś słowo się pojawia w Biblii. Ja nie wiedziałam na początku, że się piszę na coś takiego [śmiech].


ED: Jest to trudne dla ciebie, czy po prostu sam sposób pracy ze Słowem jest trudny?


MR: Jest trochę trudne, jest w tym trochę pracy takiej technicznej nawet. Korzystamy też z innych książek, żeby to się opierało o konkretną wiedzę. Trzeba w to włożyć wysiłek. Chociaż jak się nie chce to nie trzeba, prawda [śmiech]. Można nie chcieć. Ale jak już się jest we wspólnocie, to chce się braciom materiał przygotować. Żeby to było dobrze zrobione, żeby dawało coś to spotkanie.


ED: Co najbardziej czerpiesz z takiej wspólnoty? Co jest dla ciebie największym zyskiem z bycia w tej wspólnocie?


MR: Myślę, że zyskiem, który najmocniej zauważam na co dzień, to chyba to, że czytam więcej Pisma Świętego. W takim znaczeniu, że nawet mi się chce to robić, bo dostrzegam bogactwo, które z tego płynie. I zaczynam w ogóle słyszeć to Słowo. Wcześniej miałam tak, że jak chodziłam do kościoła to nic nie słyszałam z czytań [śmiech]. Zupełnie ich nie rozumiałam, nie wiedziałam w ogóle czego ja słucham. Mimo to i tak lubiłam chodzić do kościoła. Nie wiem, byłam takim dzieckiem, które lubi chodzić do kościoła, to było dziwne. Ale jak sobie przypominam czytania, to nigdy nic nie słyszałam. Nie byłam w stanie się skupić.

Dlatego pierwszy zysk ze spotkań wspólnoty, który mi przychodzi do głowy, to właśnie skupienie i odniesienie tego do konkretów w życiu. Zdarza się, że mam różne pytania do Słowa, na przykład na konwiwencjach, i to są takie bezpośrednie rzeczy: "W jakiej określonej sytuacji to i to", czy widzisz coś takiego w swoim życiu. Więc to mi pomaga być konkretnym, że to, w co ja wierzę, to nie jest jakaś abstrakcja, tylko...


ED: Że to się przekłada na twoje życie, tak?


MR: No właśnie, że chcę, po pierwsze chcę, żeby to się przekładało. To jest powolna droga. Tak mi się wydaje, że Neokatechumenat jest taką powolna drogą. Tak się mówi. Ale to trochę tak Pan Bóg... my jakby pozwalamy, żeby to on za nas to robił [śmiech]. Nie wiem jak to powiedzieć.


ED: Nie zawsze się da od razu wszystko zrobić, prawda.


MR: No tak, to jest jakiś proces.


ED: Może dlatego "Droga".


MR: Chyba tak [śmiech]. Wspólnota też mi pomaga na pewno w takich kontaktach międzyludzkich, bo bardzo otwiera. Widzę przez czas tych czterech lat zmianę w sobie jeśli chodzi o kontakty.


ED: Czy chodzi o otwartość na ludzi we wspólnocie, czy też w ogóle na wszystkich?


MR: W ogóle, w ogóle. Przychodzi większe zrozumienie dla ludzi. Neokatechumenat charakteryzuje to, że przychodzą do niego ludzie z naprawdę różnych środowisk. Chociaż pewnie też tak jest w większości innych wspólnot. Ale u nas szczególnie widzę, że są ludzie z różnymi historiami. Czasami jak są konwiwencje wszystkich wspólnot, na przykład tych starszych też, które mają po pięćdziesiąt lat, to widać takie osoby. To wspólnota moich katechistówjest właśnie pierwszą wspólnotą, która powstała w Polsce. Nie wiem jakim cudem oni są tak długo ze sobą [śmiech]. W sumie jestem wdzięczna Panu Bogu, bo oni mają takie duże doświadczenie i akurat my jesteśmy ich ostatnią wspólnotą, którą prowadzą. W sumie mają czternaście wspólnot przy kościele, w którym były głoszone pierwsze katechezy w Polsce. I to jest niesamowite słuchać świadectw tych osób. Można by było tutaj naprawdę dużo o nich mówić.


ED: Świadectwo to ważny element dla was?


MR: Tak, jest bardzo ważny, bo otwiera na to, że w ogóle to jest możliwe, te cuda, które się dzieją u innych.


ED: Chodzi o działanie Pana Boga w życiu człowieka?


MR: No tak. Na przykład... Nie wiem czy to jest upubliczniona historia, więc nie chcę za dużo mówić, ale to już jest część historii Neokatechumenatu w Polsce, to może mogę to powiedzieć [śmiech]. Chodzi o historie małżeńskie. Jedna para na pielgrzymce nam opowiadała. Jak mąż zaczął chodzić na katechezy, to nie było go w domu jeszcze więcej niż zwykle, bo on bardzo dużo pracował. Jego żona była wściekła. Była pierwszą osobą, która do biskupów chciała pisać, że ta Droga Neokatechumenalna to herezja [śmiech], bo męża nie było. I mówi: „A potem zaczęłam widzieć, jak on się zmienia. Że zaczyna mi pomagać w domu, że nie przesypia całej soboty, czy niedzieli. I że nasze relacje zaczynają się polepszać”. Jak ona to mówiła, o tych początkowych relacjach, to ten mąż płakał po prostu. I to było takie wzruszające, widzieć tych starszych ludzi, bo to już z perspektywy czasu opowiadali. Oni teraz mają około osiemdziesiąt lat. To też było dla nich poświęcenie, bo ta pielgrzymka, podczas której mówili świadectwa, była na pięćdziesięciolecie Drogi. Oni od początku wspólnoty w niej byli, to była ich pielgrzymka [śmiech].


Opowiadali też jak głosili katechezy na początku w czasach komunistycznych, kiedy taka działalność była po prostu prawie nierealna. Na przykład była taka historia, że musieli pojechać do jakiegoś miasta na weekend głosić katechezę i na poniedziałek wrócić do pracy, do Lublina. I nie było w tamtych czasach w ogóle takich dobrych pociągów, żeby dojechać do pracy. Niektórzy na przykład o czwartej rano byli dopiero z powrotem w Lublinie, a na siódmą mieli do pracy. Ale znaleźli sposób, że jeździli na pace z „Trybuną Ludu”, z taką gazetą komunistyczną [śmiech]. Wieźli ich samochodem. Ładowali się tam do kierowców na te gazety, a oni z Warszawy jechali do każdego większego miasta wojewódzkiego, czyli też do Lublina. Jak oni to opowiadają to dla nas to jest kosmos, dla takich młodszych osób. To też znaczące, że ich zwykłe życie małżeńskie się tak zmieniło. Owoce też widać, no bo też i dzieci są we wspólnocie i wnuki. Także budujące są te świadectwa.


ED: Rozumiem. Czyli możemy powiedzieć, że to jest jeden ze sposobów, w jaki można doświadczyć Pana Boga tam u was, słysząc jak działa w życiu innych. Czy są jeszcze inne sposoby, które pokazują ci Jego działanie w tej wspólnocie?


MR: Widzę też Jego duże oddziaływanie na rodzinę. Wobec tego co się dzieje na świecie... Na dobre czasy ta wspólnota trafiła, bo jest pole do działania. Najczęściej się u nas powtarza to zdanie, nie wiem z którego to jest miejsca w Piśmie Świętym, że ludzie się dziwili chrześcijanom i patrzyli się jak oni się kochają. To chyba w Dziejach Apostolskich jest. Często się u nas podkreśla, że właśnie o miłość chodzi. Ludzie się nawracają i przychodzą do Boga przez to, że widzą miłość. Ja i moja wspólnota będziemy te czterdzieści czy pięćdziesiąt lat iść razem i naszym głównym zadaniem jest to, żeby pokazać miłość i jedność. Czyli trochę jak małżeństwo. Ma być tam miłość i jedność. Nie wiem jak my to pokażemy [śmiech], ale każda wspólnota ma chyba swój inny sposób.


ED: To mnie zaskoczyło i to jest dla mnie niesamowite, że na tak długo taka wspólnota się łączy. Nie nie widziałam jeszcze takiego przykładu. Także wasza wierność jest imponująca.


MR: Wiele osób też się przeprowadza, wiadomo, różnie jest. Ale nawet jak ktoś na przykład jedzie na misję i jest tam dziesięć, dwadzieścia lat, czy już zostaje w ogóle w tym kraju – bo są też takie przypadki – to i tak przyjeżdża do swojej starej wspólnoty na tak zwane etapy czy konwiwnecje. Czyli raz na te trzy lata może być z dawną wspólnotą. Niby w niej nie jest, bo jak jedzie na misje, to tworzy nową wspólnotę w tamtym miejscu. Ale jednak taką macierzystą wspólnotą tych osób pozostaje wciąż ta pierwsza wspólnota.


Czasem jest podobnie, jak na przykład na studia się wyjeżdża. Mamy dużo osób, które przyjechały tutaj na studia, a były we wspólnotach w Radomiu, w Toruniu, w Stalowej Woli czy we Wrocławiu nawet jedna dziewczyna od nas była. Ich macierzystymi wspólnotami są tamte, ale teraz chodzą do nas. Także jeśli się nikt nie będzie przeprowadzał, to długo będziemy razem, te pięćdziesiąt lat [śmiech].


ED: [śmiech] Życzę wam wytrwania.


MR: To jest takie ciekawe! Wiadomo, kiedyś było tak, że ludzie dorośli dołączali do wspólnot. Więc jak oni dołączyli mając trzydzieści, czterdzieści lat i mieli już swoje rodziny, to teraz są starszymi osobami. W takim wieku się dużo nie zmienia, bo już masz rodzinę, nie musisz się przeprowadzać. Życie jest bardziej ustabilizowane. Z kolei przedział wiekowy naszej wspólnoty to: najmłodsza osoba ma szesnaście lat, miała urodziny jakoś trzy dni temu [śmiech] a najstarsza ma dwadzieścia pięć, to nasza odpowiedzialna. Więc [śmiech]...


ED: To bardzo, bardzo młoda wspólnota [śmiech].


MR: Młoda, więc u nas się może bardzo dużo zmienić. Śluby, wyjazdy... Ciekawe to będzie...


ED: To może już ostatnie pytanie. Czy według ciebie warto należeć do jakiejkolwiek wspólnoty?


MR: Moim zdaniem warto należeć do wspólnoty, bo ona otwiera na innych i rozwija wiarę. Ma się też po prostu wsparcie w innych ludziach, jak jest ci ciężej. Albo możesz też ty sam dać komuś wsparcie, jakiejś konkretnej osobie, którą widzisz i znasz. Oczywiście można rozwijać wiarę we wspólnocie parafialnej. Znam też takie przypadki. Na przykład mój brat, mimo że my jesteśmy z tatą w Neokatechumenacie, to on jest we wspólnocie parafialnej. Ta parafia jest mała i to jest super. Jakby tak parafie wyglądały... Na to chyba nawet są badania psychologiczne, że w grupie powyżej pięćdziesięciu osób nie ma możliwości bliskich relacji ze wszystkimi. Jest to trudne w każdym razie. Więc to o to chodzi, żeby mieć kogoś konkretnego do kochania [śmiech].


Wywiad został przeprowadzony 31 października 2020 roku.


Polska strona Drogi Neokatechumenalnej:


[1] Wspólnoty neokatechumenalne gromadzą się na dwóch rodzajach wspólnych celebracji: na liturgii słowa i na Eucharystii niedzielnej, która jest sprawowana w sobotę wieczorem. Liturgia słowa jest celebrowana całą wspólnotą z księdzem, w kościele, tylko w wyjątkowych przypadkach odbywa się bez kapłana.

16 wyświetleń
bottom of page