top of page
  • Zdjęcie autoraEmilia Domańska

Wszystko w wolności - wywiad z Michałem Urbankiem (Duszpasterstwo Akademickie Studnia)


MU: Nazywam się Michał i jestem studentem jeszcze, znów, nadal, zależnie jak patrzeć. Studiuję ekonomię, chodzę do duszpasterstwa w zasadzie od sześciu lat. Jeśli chodzi o moje zainteresowania, cóż, trochę gram z przyjaciółmi przez komputer, trochę gram na gitarze, trochę piszę opowiadania. Gram też w RPGi, oczywiście te klasyczne, takie na kartce i papierze, na stole, ze znajomymi. Słucham też dużo muzyki; na Spotify w zeszłym roku miałem 56 tysięcy przesłuchanych minut. Przy czym 4,6 tysięcy minut słuchałem Sanah, a moją ulubioną piosenkę przesłuchałem 219 razy [śmiech].


ED: Do jakiej wspólnoty należysz i jak długo? Jak się tam w ogóle znalazłeś?


MU: To też jest śmieszna historia. Można powiedzieć, że chodzę jeszcze do Dominikańskiego Duszpasterstwa Akademickiego Studnia w Warszawie, na Dominikańskiej 2. Chodzę tam już chyba szósty rok, chociaż przez ostatnie dwa lata mało się już angażowałem. Najbardziej działałem tam przez mój drugi, trzeci i czwarty rok. Wtedy faktycznie dużo uczęszczałem na spotkania.


Dlaczego tam poszedłem? Otóż jak zaczynałem studia, to wiedziałem, że chcę należeć do jakiejś wspólnoty. Wtedy byłem jeszcze w Oazie, no ale że przeprowadzałem się do Warszawy na studia, no to jeszcze niczego tam nie znałem. A moja mama, że bardzo lubi organizować wycieczki i podobne wydarzenia, to stwierdziła, że poczyta o duszpasterstwach dla mnie. W końcu zgłasza się do mnie: „No to, Michał, zobacz. Masz duszpasterstwa tu, tu i tu. A dominikanie są tutaj i tutaj. Ale tutaj mają wyjazd integracyjny (nazywają to integralem) na początku listopada, a inaugurację roku na początku października, gdzie będziesz mógł pójść się zapisać na wyjazd?” I powiedziała, żebym poszedł. No więc wziąłem współlokatora, poszliśmy i się zapisaliśmy [śmiech]. I tak oto trafiłem do Studni [śmiech].


ED: Bardzo bezboleśnie, powiedziałabym [śmiech]. Chciałabym zapytać teraz bezpośrednio o Studnię. Czym się charakteryzuje? Co jest jej głównym charyzmatem, takim najważniejszym zadaniem?


MU: Właściwie nie jestem pewien, a to dlatego, że mamy kilka rodzajów spotkań. A każdy może pójść, gdzie mu będzie odpowiadać. Na przykład w poniedziałki zawsze jest Esencja, czyli spotkanie polegające na czytaniu i analizowaniu konkretnych ksiąg Pisma Świętego. We wtorek jest Sztuka Kochania, polecam [1] [śmiech]. To jest o relacjach z samym sobą i z drugim człowiekiem, czyli to tak jakby nauka kochania. W założeniu przechodzi się przez to wszystko, co w człowieku siedzi: przez swoje strachy, lęki, pragnienia, uczucia, przez na przykład oczekiwania drugiej płci, przez to, jak obcować w ogóle z drugim człowiekiem. W środę jest Ogniwo – spotkanie o sakramentach. Kiedyś był jeszcze Czerpak, czyli takie spotkanie typowo modlitewne. W czwartek jest Forum i to jest taki misz-masz, czyli spotkanie dla zabawy, które ma różne formy. Kiedyś była jeszcze Kuźnia, gdzie prowadziliśmy dyskusję teologiczna, dawniej również polityczną. A w piątki jest Schola, czyli spotkanie dla śpiewających. Jest też wolontariat, są też ministranci, no to są grupy takie klasyczniejsze.


Jeśli chodzi o charyzmat, to jest u nas w duszpasterstwie takie powiedzenie: „Wszystko w wolności”. Czyli jakby, jeśli chce się coś zrobić, zorganizować, jeśli coś będzie fajnym pomysłem, to da radę to zrobić. Jeśli chcesz, to proszę bardzo. Poza tym na spotkania nie ma jakichś stałych zapisów, czy list, choć pewnie są osoby, które pojawiają się regularnie. Po prostu ten, kto chce przyjść, to może. Jeśli ktoś akurat nie może, no to trudno.


ED: Czyli to nie są takie zamknięte spotkania?


MU: Tak. Aczkolwiek często mają one swoje ramy i składają się na jedną całość, zwłaszcza Sztuka Kochania. Warto być na każdym spotkaniu, bo wszystkie są ciągiem tematycznym. Z drugiej strony każde spotkanie jest też zamkniętą częścią. Więc można na nie przyjść bez problemu po prostu, jeśli jakiś temat kogoś zainteresuje.


ED: Rozumiem. A spotykacie się też całością duszpasterstwa?


MU: Tak, są „dwudziestki” ‒ msze akademickie o 20.15, bo kwadrans akademicki [śmiech]. Więc to jest okazja do wspólnego spotkania i jest też zakończenie roku, czyli Gala Festiwalu Złote Kalesony, gdzie walczymy o Złote Kalesony.


ED: Ooo, to brzmi ciekawie. Powiedz o tym coś więcej.


MU: Festiwal Złote Kalesony powstał ponad dwanaście lat temu, wtedy zrodził się pomysł. To miała być po prostu forma zintegrowania ludzi. Wygląda to tak, że zbiera się ekipę, nagrywa się film do siedmiu minut, montuje i potem jest on prezentowany na oficjalnym pokazie filmowym, zwykle w piątek, przed zakończeniem roku duszpasterskiego. A dzień później – w sobotę jest gala zakończenia roku. Najpierw jest msza, potem sesja zdjęciowa, a potem jest gala wręczenia nagród Festiwalu. Są wszystkie profesjonalne nagrody: nagroda za najlepszy film, za najlepszą aktorkę pierwszoplanową, drugoplanową, aktora pierwszoplanowego, drugoplanowego, scenariusz, reżyserię, kostiumy i scenografię, zdjęcia, muzykę, montaż, nagroda publiczności i oczywiście nagroda za najlepszy film.


ED: Wow, to takie wasze prywatne Oscary.


MU: Dokładnie. A wszyscy ubrani w garnitury i suknie.


ED: Natknęłam się też na takie wydarzenie jak Jarmark Dominikański. W jaki sposób jesteście tam zaangażowani?


MU: A faktycznie. Studnia organizuje kawiarenkę studniową, gdzie oferujemy słodkie przekąski oraz lemoniadę, z tego co pamiętam. Oczywiście lemoniadę świeżo wyciskaną oraz owocowe shake’i, które robimy zazwyczaj właśnie w studniowej kuchni. Organizujemy też antykwariat, czyli wyprzedaż książek.


ED: To wszystko się dzieje na Służewie, przy klasztorze?


MU: Tak, wszystko się dzieje na Służewie, przy klasztorze, w trakcie trwania Jarmarku. Sprzedajemy książki. Jest też taka praktyka, że sami kupujemy te książki, czytamy i oddajemy z powrotem. Niektórzy tak robią.


ED: Jesteście jakoś podzieleni na role w duszpasterstwie? Mówiłeś o spotkaniach i grupach, czy są jacyś odpowiedzialni?


MU: Tak, na każde spotkanie jest dwoje odpowiedzialnych. Plus dwoje głównych odpowiedzialnych, którzy organizują wszelkie eventy. Same eventy też mają swoich organizatorów, którzy są wybierani przez głównych odpowiedzialnych. Główni wszystko sczepiają, są takimi managerami, można powiedzieć. Zazwyczaj też przy organizacji wyjazdów było po dwóch, trzech odpowiedzialnych za dany wyjazd. To mogły być też osoby, które na przykład chcieliśmy sprawdzić, czy się będą nadawały w przyszłym roku na odpowiedzialnych. No i to mniej więcej działało.


Oczywiście główni odpowiedzialni zajmują się też mediami, czyli Echem: Facebookiem i stroną fanpage’a na Instagramie. Mamy też jeszcze kilku funkcyjnych, którzy załatwiają bardziej techniczne rzeczy. Czyli jest na przykład pan złota rączka[EW4] , który naprawia zepsute rzeczy, albo osobę odpowiedzialną za sprawy higieniczno-techniczne, na przykład żeby był zawsze płyn do naczyń, papier, chusteczki, żeby nie zabrakło po prostu takich zwykłych rzeczy codziennego użytku.


ED: No właśnie, to jak wygląda miejsce, w którym się spotykacie?


MU: Mamy własne sale duszpasterstwa, są tam trzy pokoje do spotkań. Jest jeden Duży Pokój, gdzie odbywa się większość spotkań. Poza tym Pokój Zielony – najmniejszy, na kameralne spotkania i Pokój Czerwony – większy niż zielony, ale mniejszy niż główny. W Czerwonym na przykład są składowane wszystkie planszówki. Mamy też kuchnię, gdzie można sobie zrobić coś do jedzenia i jadalnię, gdzie można na przykład rozłożyć planszówkę i pograć, albo wypić herbatę. Albo można było przed pandemią.


ED: A jeśli chodzi o wasze spotkania, to co jest dla ciebie takim centrum Studni? Jakie momenty najbardziej budują poczucie wspólnoty?


MU: Dla całego duszpasterstwa?


ED: Tak, opowiedz jak to wygląda. Czy wszyscy trzymają się razem, czy są takie mniejsze grupki, w obrębie których się znacie?


MU: Na pewno jesteśmy dużym duszpasterstwem, więc nie ma szansy, żeby każdy się z każdym znał. Więc, jeśli chodzi o towarzystwo, to tworzą się często podgrupki w zakresie jakiegoś spotkania. Podobnie, jeśli chodzi o osoby, które były razem na wyjazdach. Tam często ludzie dobierają się w grona różne od tych, które były na spotkaniach, bo wyjazdy są ogólnoduszpasterskie.


Jednym z większych eventów jest też na pewno Gala Festiwalu Złote Kalesony, gdzie przychodzą już wszyscy. Podsumowujemy cały ten rok wspólnym czasem i patrzymy na to jak się chociażby nawiązywały przyjaźnie podczas produkcji tych wszystkich filmów.


ED: Mówisz o wyjazdach. Co to są za wyjazdy? Jak one wyglądają?


MU: Cóż, w tych czasach to wyjazdy nie są oficjalnie organizowane przez duszpasterstwo, ale zwykle to było tak, że brało w nich udział około czterdzieści osób, przy większych wyjazdach nawet i sześćdziesiąt. Były zapisy. Zależnie od tego, czy starczyło miejsc, czy nie, losowało się osoby, które pojadą. Potem była lista rezerwowa. Zawsze ktoś wchodził z listy rezerwowej, bo chyba nie było jeszcze takiej sytuacji, żeby wszyscy mogli. No i po prostu jechaliśmy na weekend, czasem nawet na dłużej, w dane miejsce.


Zwykle na początku roku mieliśmy jeden wyjazd integracyjny, potem był sylwester ze Studnią – kilka dni imprezowania. Było Małe Ciche, czyli wyjazd zimowy, taki typowo do nart (snowboard lepszy) lub chodzenia po górach w zimie. Była majówka, czyli wyjazd na majówkę, co tu dużo mówić. Były też wyjazdy letnie i ich było więcej. A to spływ kajakowy, a to wyjazd rowerowy. Była też chyba pielgrzymka do Camino, trasą św. Jakuba. Był też oczywiście wyjazd letni w Tatry, bardzo popularny. Mniej więcej tak to wyglądało. Właśnie na jednym z takich wyjazdów zrodziła moja grupka, z którą się trzymałem w duszpasterstwie. Natrafiłem tam na naprawdę dobrych ludzi, którzy współgrali z moim stylem bycia.


ED: Właśnie, właśnie, o to też chciałam zapytać. Z jaką grupą ty się najbardziej utożsamiasz, czy może z którąś z tych spotkań, czy może twoja grupa tak po prostu spontanicznie powstała?


MU: Właściwie, to nie wiem. Na pewno bardzo lubię Sztukę Kochania jako spotkanie, bo jest bardzo w moim stylu. Nie jest stricte kato-religijna, ale bardziej życiowo-psychologiczna. Ojciec mówi rzeczy, oczywiście zgodne z nauką Kościoła, ale takie, które da się wyczytać z filmów i chyba żaden z nich nie był de facto związany z katolicyzmem jako takim. To były właśnie takie popkulturowe pozycje. Na przykład znaczenie imienia na podstawie Gladiatora. I nie chodzi o rzeczy pokroju: „Michały są z natury energiczne, często nadpobudliwe”. Patrzyliśmy na to, jak główny bohater Gladiatora przedstawiał się cezarowi. Powiedział mu swoje imię: „Maximus Decimus Meridius”, potem że jest mężem zamordowanej żony, ojcem zamordowanego syna i lojalnym sługą poprzedniego cezara. Uczy nas, że chcąc kogoś poznać, nie wystarczy zapytać o imię.


Bardzo lubię te konkretne spotkania, ale z drugiej strony nawiązałem w całym duszpasterstwie tyle więzi, że ciężko mi powiedzieć o jakiejś grupce, z którą się najbardziej utożsamiam. Kiedyś faktycznie miałem takie towarzystwo, z którym się bardzo mocno trzymaliśmy. Właśnie na wyjeździe do Małego Cichego złączyliśmy się pod chorągwią pewnej bajki, którą znaliśmy z dzieciństwa ja i mój kumpel. Oczywiście wciągnęliśmy do oglądania sześć pozostałych osób, z czego cztery to były kobiety, chcę zaznaczyć [śmiech]. Zabawa była przednia, zaczęliśmy się też potem więcej spotykać i to było naprawdę super. Nadal mam z tymi ludźmi kontakt, cóż, gorszy pewnie niż bym chciał, ale nadal jest on bardzo dobry.


A z drugiej strony mam też wiele innych, pomniejszych grupek znajomych. Właściwie nie wiem czy można to nazwać grupkami, bo to bardziej zbiory osób, które się po prostu trzymają razem i wymieniają. W zasadzie mniej więcej wszyscy się tam lubią. Więc to jest strasznie fajne, że w zasadzie można zawrzeć tyle znajomości, że się nie ma czasu ze wszystkimi spotykać. I nawet jeśli tak faktycznie można porozmawiać tylko z kilkoma osobami, to to jest nadal strasznie miłe uczucie.


ED: Rozumiem, czyli możemy powiedzieć, że to jest jedna z zalet bycia w tej wspólnocie. A co jeszcze ta wspólnota ci daje? Czemu ci odpowiada?


MU: No nie wiem w sumie. To jest tak jak w każdej wspólnocie – kontakt z ludźmi, wspólne przeżywanie podobnego czasu, czyli czasu studiów, sesji, pierwszych prac, szukania siebie, popełniania życiowych błędów, czas spotykania ludzi, którzy mają podobny punkt odniesienia, z którymi da się porozmawiać, wymienić poglądy, życiowe doświadczenia. Można wyciągnąć mądrość z jakichś słów. I przeżyć dobrze ten wspólny czas.


ED: To nie padło jeszcze, dlatego dopytam, tam są ludzie z jednego środowiska akademickiego, czy to jest takie otwarte duszpasterstwo?


MU: Jeśli o to chodzi, to są u nas ludzie z bardzo różnych uczelni. Są nawet z takich, których imienia nie pamiętam i nie wiem czy nawet wolno wymawiać [śmiech]. Są ludzie z naprawdę różnych środowisk, jest dużo osób z Politechniki, z SGGW, (oni mają na przykład blisko), jest też niemało osób z UW. To są te największe ośrodki, ale jest jeszcze sporo osób z innych miejsc.


ED: A co ty, jako członek, możesz dać z siebie w duszpasterstwie?


MU: Mam wrażenie, że to, co tam daję, to moja radość, moje głupkowate żarty i moje pozytywne nastawienie. Bo z niektórymi osobami mam po prostu tak, że jak je widzę to strasznie się cieszę na ich widok – jestem bardzo silnym ekstrawertykiem. Sprawdzałem to kiedyś, nie wiem czy kojarzysz test na osobowość „16Presonalities”. Wyszło mi 89% na ekstrawertyzm [śmiech]. Więc idę do duszpasterstwa i po prostu wszędzie jestem sobą, czyli jestem głośny. Niektórzy żartują, że wiedzą jak wchodzę [śmiech], bo nagle zaczyna mnie być słychać. Jedna z moich przyjaciółek stamtąd powiedziała mi, że widzi mnie jako taką kulę energii, która wchodzi i rozwala wszystko dookoła. Ale rozwala nie w złym sensie, tylko bardziej po prostu wnoszę taką dużą ilość energii, że potem wszyscy to czują, wpływa to na nich.


ED: To ciekawe, taka osoba podnosi na duchu i wszyscy są od niej naładowani, prawda?


MU: Trochę tak. Jeszcze chciałem powiedzieć, że nie tylko to z siebie daję. Może nie wyglądam, ale umiem też słuchać ludzi – no, czasami mi to wychodzi. Jeśli ktoś chce się wygadać, czy ma jakiś problem do rozwiązania, to nawet jeśli czasem nie umiem go rozwiązać, to zawsze postaram się wysłuchać tej osoby. Potrafię powiedzieć jej szczerze to, co myślę, czy co mi ta sprawa przypomina, czy może właśnie jakie myśli mi się zrodziły w głowie na ten temat. Mam wrażenie, że często ludziom to pomaga, usłyszenie prawdziwej reakcji i czyichś myśli na temat tego, z czym oni się męczą, albo co sami mają nie do końca poukładane w głowie. A to, że mają komu się wygadać, pozwala im samym przemyśleć te wszystkie uczucia.


ED: To jest naprawdę cenna umiejętność, słuchanie nie jest takie proste wbrew pozorom. A tym bardziej u ekstrawertyka [śmiech]. To może teraz takie trudne pytanie. Chciałbyś mi powiedzieć w jaki sposób doświadczasz Pana Boga w Studni?


MU: Prawdę mówiąc sam nie wiem. Ciężko mi stwierdzić, bo nie mam takiego faktycznego poczucia, że czuję Boga w czymś. Bardziej wierzę, że cały czas jest ze mną i mnie wspiera. Kiedyś bym powiedział na pewno, że znajduję go w kontakcie z ludźmi – kiedy jestem z daną osobą i kiedy możemy porozmawiać o tym co w nas jest, o takich nieco głębszych uczuciach, czy o tym, co nas trapi, co faktycznie przeżywamy.


Teraz to nie jestem pewien. Może w tym, że są osoby, które mogę wyciągnąć ze Studni do mojego przyszłego życia. Chodzi o osoby, z którymi chciałbym mieć na tyle duży kontakt, żeby mieć ich w późniejszym życiu jako prawdziwych przyjaciół.


ED: To już ostatnie pytanie. Czy warto według ciebie należeć do jakiejś wspólnoty?


MU: Warto należeć gdzieś, to na pewno. Dla swojego zdrowia psychicznego warto mieć ludzi bliskich temu, co się robi, bliskich swoim wartościom. Ludzi, którzy mają podobny sposób patrzenia na życie w sprawach większych. Jeśli jest się wierzącym, to można we wspólnocie na pewno złapać kontakt. Nawet jeśli ma się problemy w wierze, to tam też są ludzie, z którymi można o tym pogadać. I choć może nie wszyscy będą potrafili rozmawiać o sprawach bardziej metafizycznych, to ktoś się znajdzie.


Jest tak, że nie każde duszpasterstwo jest dla każdego. Na przykład w Studni jest dużo osób, które lubią obecność innych, są bardziej ekstrawertyczne, lubią duże grupy ludzi. Ci, którzy wolą mniejsze grono, zagłębianie się w bardziej osobiste sprawy w relacjach, mogą się poczuć lepiej w jakiejś innej wspólnocie, która będzie nieco spokojniejsza jako ogół. Ot choćby w Duszpasterstwie Akademickim Freta.


Więc na pewno warto mieć kogoś, a chyba nie zaszkodzi też spróbować pójść do jakiejś wspólnoty. Pozwólmy sobie spróbować (i popełniać błędy).


Wywiad został przeprowadzony 10 lutego 2021 roku.



Strona Duszpasterstwa Akademickiego Studnia:


DA Studnia na Facebooku:

[1] Michał był odpowiedzialnym za Sztukę Kochania.

8 wyświetleń
bottom of page